Podróżowanie głębokie

ZRÓB PIERWSZY KROK

Opowieść o liliputach i ogrodzie za murem

Co musimy zrobić na początku, by w ogóle ruszyć się z miejsca i zdecydować się na jakąkolwiek podróż?

 Wzbudzić dziecięcą ciekawość!

W tej części zapraszam do opowieści, która co do swej istoty może być Wam znana w wielu innych brzmieniach, czy wariantach, bo to archetyp.  Ta jednak jest moja, więc chcę się nią z Wami podzielić. W drogę!

W miasteczku liliputów nie znano roślin ani zwierząt. Wszystko było zrobione z betonu, szkła i stali. Na chodnikach stały sztywno betonowe drzewa. Kwiaty były stalowe, czasem przyozdobione kolorowymi szkiełkami. Liliputy nie znały zapachu lawendy, róży, świeżo skoszonej trawy, ziół, zboża…  Przemieszczały się w maleńkich pojazdach, które mogły wzbijać się w powietrze, ale potrafiły dolecieć tylko do połowy wysokości ogromnego muru, który otaczał ich miasto.  Powyżej tej wysokości podmuchy wiatru strącały leciutkie pojazdy na ziemię. Czasami z nieba spadały dziwne okruchy, które liliputy nazywały meteorytami, bo pochodziły z innego świata. W domach najstarsze liliputki opowiadały dzieciom o wielkim ogrodzie, który jest za murem. Mówiły o feerii barw na liściach jesiennych drzew, o potędze zapachów rozkwitających na wiosnę kwiatów, na których siadają kolorowe motyle, o miękkim mchu i cieniu leśnej polany, na której można spotkać sarny i inne zwierzęta.

To świat dużych ludzi – mówiły liliputki. Oni byli w stanie przejść przez mur, po czym stali się gigantami. Całe lilipucie rodziny słuchały tych opowieści z niedowierzaniem. Nikt nie dopuszczał myśli, że za murem coś się naprawdę znajduje, że jest tam jakiś żywy organizm. Opowieści starszych były jednak tak pasjonujące, że aby zaspokoić swoją potrzebę bycia w tamtym miejscu i jednocześnie usprawiedliwić wyraźną niechęć do wyjścia ze strefy komfortu, czyli podjęcia próby przekroczenia muru – liliputy próbowały swoimi sposobami zastępować idealny świat, który był dla nich, jak same uważały, niedostępny. Substytutem żywych roślin i zwierząt były więc mechaniczne urządzenia, jak na przykład automatyczny piesek, który spacerował po wypolerowanej trawo-posadzce w mechanicznym lesie działającym się jak dobrze naoliwiony mechanizm, który udaje, że reaguje na podmuchy wiatru czy krople deszczu.

Pewnego razu wnuczek najstarszej liliputki postanowił, że dostanie się do ogrodu, który bardzo wyraźnie istniał już w jego wyobraźni. Liliputek starał się poczuć pod ręką dotyk miękkiej materii, którą babcia nazywała trawą, starał się poczuć zapach gleby, z której wyrastają drzewa i kwiaty, wyobrażając sobie najpiękniejszy zapach, jaki czuł w swoim lilupucim świecie, a był to zapach skóry matki, która odeszła, gdy był całkiem malutki. Widział pod powiekami kolory, słyszał dźwięki, które, jak wierzył wydają ptaki i inne zwierzęta. Tak bardzo uwierzył, że ogród istnieje, że postanowił się do niego dostać. Idąc wzdłuż wyrastającego nad nim muru, powoli tracił nadzieję, że znajdzie jakieś tajemne przejście. Gdy już miał wracać do domu, dostrzegł zwisającą linę. Sprawdził, czy go utrzyma. Gdy jej dotknął, zorientował się, że nie zna materiału, z jakiego jest wykonana. Lina była włochata, zimna i lekko mokra. Zaciekawiony, zaczął się wspinać. Droga okazała się bardzo długa i często musiał robić przystanki. Czasami spadały na niego odłamki, które starsi nazywali meteorytami. „Jestem na dobrej drodze!” – pomyślał. Ale droga się dłużyła i stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Meteoryty mogły go strącić w przepaść. Myślał, że mur sięga samego nieba. Nie poddawał się jednak i szedł dalej. Nagle dostrzegł latające stworzenia podobne do mechanicznych ptaków. Zaczęły nad nim krążyć, chcąc go schwycić i pożreć. Wtedy spostrzegł, że lina się zagina. Poczuł zapach gleby, który przywołał wspomnienie matki. Trzymał się liny do końca, aż w końcu zobaczył przed sobą coś, co babcia opisywała jako drzewo. Prawdziwe drzewo! Było tylko trochę większe niż on. Zmęczony, ale szczęśliwy przycupnął na obrośniętym mchem głazie. Po chwili zobaczył przed sobą rajski ogród z mnóstwem kwiatów, zwierząt i barw. Jeszcze piękniejszy od tego, który był w stanie sobie wyobrazić. Poczuł oszałamiającą ilość zapachów. A jednak istnieje! – pomyślał. Spojrzał w dół i zorientował się, że szedł po korzeniu drzewa. W dolinie była wioska, w której mieszkał. Zastanawiał się, dlaczego wspinaczka zajęła mu tak dużo czasu. Przecież ten świat był rzut kamieniem od mojego domu! – wykrzyknął. Zobaczył też inne istoty takiej samej wielkości jak on. Czyżby istniały liliputy, które miały przywilej mieszkania w takim miejscu? – zadumał się.

Jak przekroczyć mur?

Cała historia o liliputach jest opowieścią o własnych ograniczeniach, które budujemy w swoim życiu. Niby wiemy, że może być lepiej, że można żyć pełniej, że gdzieś tam istnieją piękne światy, ale „z czym do ludzi!” Gdzie ja, normalny człowiek będę się tam rwał! Tu mam przecież wszystko, a ładne miejsca pooglądam sobie w telewizorze. Mam przecież telewizję cyfrową, która odbiera ponad sto kanałów! Gdzie ja tam będę jeździł, co ja tam będę oglądał, czego ja tam będę szukał, jak tu dzieciom trzeba kupić …

Świat za murem to również bańka utkana z własnych poglądów, sympatii i preferencji. To iluzja, w której szum informacyjny jest mylony z wiedzą, a granice i kształt naszego obrazu świata wyznaczają algorytmy na podstawie naszych preferencji i zachowań w sieci[1].

W książce „21 lekcji na XXI wiek” Harari pisał: 

Jeśli zależy ci na prawdzie, musisz się zgubić

Yuval Noah Harari, 21 lekcji na XXI wiek

Gdy już obudzimy w sobie dziecięcą chęć odkrywania świata, możemy ruszać dalej. To zaproszenie do wyprawy. Opuszczamy zwyczajny świat i wchodzimy w nieznaną przestrzeń, która jak już wiemy, nie jest tak odległa, jak nam się wydaje, a już na pewno jest w stu procentach realna. Dotarcie do niej jest w zasięgu naszych możliwości. Przebywanie w tej przestrzeni będzie dla nas przyjemnością, spotkamy tam ludzi takich jak my, którzy również poczuli zew przygody i ruszyli w drogę. A zatem…

Liliputy nie wiedziały, że przekroczenie muru jest warunkiem koniecznym poznania prawdy, świadomego życia i rozwoju. Żadne wytłumaczenia nie są więc tak naprawdę usprawiedliwieniem. Oczywiście jedni mają łatwiej, drudzy cholernie trudno, bo co jeśli jakiś liliput ma na przykład niesprawne ciało i nie może się wspiąć? Albo co w sytuacji, gdy ktoś od lat nie wysuwał nosa poza wyznaczone granice i jest na tyle uparty, że nic nie jest w stanie zmienić jego światopoglądu? Wtedy będzie potrzebował wytężonych treningów, pomocy kogoś bliskiego… Żyjemy w świecie, z którego pomimo pozorów wolności i łatwego dostępu do informacji, coraz trudniej się wydostać, bo nie znamy mechanizmów odróżniających prawdę-wiedzę od fałszu-dezinformacji. Niech drogowskazem będzie reakcja płynąca z naszego wnętrza – jak się czuję w rekacji na dany stan, informację? Czy wywołuje ona we mnie wewnętrzny spokój, czy raczej strach, zamęt, agresję, niepokój? Jeśli nasze subiektywne odczucia są negatywne, zachowajmy wzmożoną czujność, to znak, że nie tędy droga! Stawka jest wysoka, bo mówimy o obudzeniu naszej świadomości do samodzielnej pracy. O zdrowym ciele i umyśle, które są w stanie uważnie odbierać bodźce płynące ze świata, o zdrowym wnętrzu, słowem – o zdrowym człowieku, który potrafi efektywnie pracować, wykorzystywać swoje siły i zasoby, by pomagać innym odkrywać świat, a przy tym realizować swoje cele. Pozwólmy zatem się zagubić, by odnaleźć na nowo drogę do pięknego ogrodu, w którym zmysły znów są potrzebne, a odczucia serca tak samo ważne jak siła umysłu.

[1] W ciekawy sposób o toczącej się wojnie informacyjnej pisze Natalia Hatalska. Link do tekstu:

https://hatalska.com/2020/04/07/mirrorworld-czyli-pandemia-vs-infodemia/?fbclid=IwAR1X6JDppSHrv5NjRB2XGrSe8IHNwKKfLecSY9rCoBNMZ65Uvbkx9t1N3d8

Może Ci się spodobać

Brak komentarzy

Leave a Reply