W dobie makdonaldyzacji kultury i postępującej globalizacji człowiek musi biec do przodu, by żyć tak jak wszyscy, mieć prawo głosu, być akceptowanym przez otoczenie. Powinien biec szybko i równo. Każda zmiana tempa grozi wykluczeniem – wypalenie zawodowe w przypadku zbyt dużej prędkości lub staczanie na dno, gdy zbytnio się zwolni. Człowiek powinien pracować sprawnie i zarabiać „godziwie”, to znaczy tak, by starczyło na jedzenie, mieszkanie, kredyt, inne opłaty i może mały urlop z rodziną spędzony wspólnie w małym pokoiku w jakimś zakątku Polski lub raz na jakiś czas na wakacjach all inclusive za granicą. Człowiek taki z podmiotu staje się wykonawcą przedmiotu. Robi tylko to, czego od niego wymagają i co powinien robić w ramach społecznej dyscypliny – stać w kolejkach jak wszyscy, uczyć się dostatecznie jak wszyscy, kończyć studia jak wszyscy… Le Bon w Psychologii tłumu już dawno zauważył, że „wszystkimi” łatwiej manipulować niż myślącą jednostką. A gdy ci wszyscy są przeciętni – tym lepiej dla pociągających za sznurki. Ale uwaga! Nie trzeba wcale brać udziału w wielkiej demonstracji, by tworzyć masę. Postępująca atomizacja społeczna sprzyja szalejącej propagandzie.