Łzawiące, sklejone, zaczerwienione oczy widzą świat jak za mgłą
Niedrożny nos nie czuje jego zapachów
Bolące gardło nie pozwala siebie karmić i wypowiadać swojej prawdy
Ciało odłącza swoje punkty kontaktu
w geście ochrony przed lękiem, dużo większym niż tylko mój sam.
Auto sabotaż? Czy mądrość ciała?
Lęk wpuszczony do ciała jest tak przebiegły a zarazem mądry, że każe mi zwinąć się w kłębek. Wystawić moje twarde, ochronne, przykryte kocem plecy i tak trwać. Chronić siebie przed światem jak żuk w skorupie bez zmysłów.
Uszy zostawiam otwarte
Może ostrzegą jeszcze przed jakimś zagrożeniem?
Może odbiorą impuls do zawołania o pomoc?
A może sygnał do odpuszczenia tego całego lęku, który nawet nie jest straszny.
To nie paraliżujący strach, nie coś, co nie pozwala się śmiać, mieć głęboki oddech, czy chodzić w nocy po uśpionym mieszkaniu.
Niezauważony robi swoją robotę,
cichy zabójca.
Gdyby nie ciało,
nie wiedziałabym nawet, że on jest.
Nazwałabym go obawą, czasem troską, może zmartwieniem.
No ale kto się dziś nie troska?
Jaka matka może spać spokojnie?
Widzę cię przez półotwarte oczy.
Daję ci przestrzeń, byś mówił przez moje ściśnięte gardło.
Moje ciało staje się twoimi ustami.
Moje uszy są otwarte.
Słucham
_ _
Pozwalam ci odejść
_ _
Dziękuję za otwarcie oczu
Dziękuję za swobodny wdech świata
Dziękuję za otwarcie gardła, które teraz wydobywa z siebie te słowa, za możliwość karmienia siebie
Dziękuję za współczucie dla poprzednich zlęknionych pokoleń
Dziękuję za moje uzdrowienie i za spokojny sen.
Brak komentarzy