Pan w kapeluszu usiadł w fotelu i wyjął z kieszeni wymiętoloną karteczkę, którą przekazał mu kot, po czym zaczął czytać na głos:
…To było tak.
Siedziała na parapecie okna i obserwowała jaskółki latające w promieniach Słońca.
– Są takie wolne, niezależne, radosne – myślała.
I tak upłynął wieczór i poranek. Dzień pierwszy.
Miała piętnaście lat i głowę pełną pomysłów, marzyła, jak fascynujące może być życie.
Wiedziała, że tam, gdzie jest, zostać nie może. W ciasnych ścianach niewielkiego mieszkania nie mogłabym rozwinąć skrzydeł.
Mimo to, właśnie tamten czas był okresem jej intensywnego, twórczego rozwoju: tańczył, malowała, pisała wiersze i prozę… A świat widział, że to było dobre.
Tak upłynął wieczór i poranek. Dzień drugi.
Niespodziewanie w poszukiwaniu ciepłych prądów powietrza, wpadła w pułapkę zastawioną w miejscu, które miało być źródłem niekończących się możliwości. Wyfrunęła do stolicy i nagle stała się dorosła. A dorośli, wiadomo, poważni ludzie, zajmują się konkretami. Ukończyła więc dwa kierunki na najlepszej uczelni w kraju, odbyła staż w Londynie, była na stypendium w Moskwie i w Petersburgu, rozpoczęła pracę i studia doktoranckie.

I tak upłynął wieczór i poranek. Dzień trzeci.
Przestała tańczyć, malować i pisać… To znaczy pisała, ale teksty naukowe. Inaczej, mówili, nie wolno. Nie ma miejsca na wiedzę opartą o własne doświadczenia. To mało wiarygodne i niczego nie dowodzi. Intuicyjna interpretacja świata, której źródło tryska głęboko we wnętrzu, nie mieści się w granicach dowodu naukowego. Nie to dowodzić wtedy należało. Czytała więc i słuchałam mądrzejszych.
I tak upłynął wieczór i poranek. Dzień czwarty.
Areną, na której introspekcja może się pokazać, jest sztuka. A sztuka rządzi się swoimi prawami. Nie może mieć nad sobą cenzorskiego bata, bo się płoszy. To materia krucha.
Obrała więc pozycję pomiędzy: między sztuką a rzemiosłem, między tworzeniem a pisaniem o tworzeniu, między badaczką a artystką. Była samozwańczą krytyczką własnych prac.
I tak upłynął wieczór i poranek. Dzień piąty.
Dla nauki pogłębiona perspektywa twórcy i badacza jest jak najbardziej korzystna, dla sztuki – bywa zabójcza. Musiało minąć dziesięć lat, by okazało się, że spotkanie z Naturą Oryginału odbyło się we właściwym czasie, by promień mógł w porę wrócić do Słońca. Bycie ikoną, przez którą przebija światłość świata, to sztuka na miarę naszych czasów. Świat widzi, że to jest dobre.
I tak upłynął wieczór i poranek. Dzień szósty.
W nagości noworodka, niewinności dziecka, twórczym zachwycie nastolatki, krucjacie rozumu dorosłej, w poszukiwaniu siebie i drogi do światła. Jest. A inni podobni, wiedzą, że to jest dobre.
I tak upływa wieczór i poranek. Dzień siódmy.
Anglik leżał na leżance i słuchał.
– Takie listy dostaję przez całą wieczność. Jedne krótkie, zawierające tylko słowo lub zdanie, a inne już bardzo rozbudowane. Niektóre zaczynają się i kończą od słowa “to…”. Choć bywa, że brzmią one tak samo, to ich znaczenie zawsze jest inne – powiedział Pan w kapeluszu.
– A ja swoją chyba zżarłem, jak tu szedłem – odparł Anglik. Wie Pan, góra wysoka, to sobie podjadłem.
– Na szczęście wiem, co na niej było – rzekł Pan w kapeluszu, a potem zaczął opowiadać.
Gdy tak mówił, Anglika zaczął wypełniać pokój. Chyba nigdy się tak nie czuł. Był więc tą opowieścią, tymi słowami, choć tak naprawdę niczym na stałe. Zapomniał o sobie, gdy wrócił do siebie. A on przyjął go jak matka, przytulił do piersi. Nie było już ja, nie było wspomnień.
– Jest suma działań w ciągłym ruchu, w dialogu i współodczuwaniu. Najgłębiej zaś jest atom, iskra Boga. To twoje mieszkanie – usłyszał.
4 komentarze
Like!! Thank you for publishing this awesome article.
Thank you 🙂
This website was… how do you say it? Relevant!! Finally I’ve found something that helped me. Appreciate it!
Thanks a lot! 🙂